Krótka historia dezinformacji Vladimi Volkoff

Techniki dezinformacyjne stały się już dostępne dosłownie dla każdego, mnożą się wyspecjalizowane laboratoria, a najbardziej demokratyczne państwa biorą w tym udział, opinia publiczna jest podatna, a do środków klasycznych dezinformacji (z ust do ucha, druk, radio, film, telewizja) doszedł jeszcze jeden, znacznie bardziej podstępny: komputer, szczególnie niebezpieczny pod postacią Internetu. Gdyby jeszcze wiedziano, gdzie jest nieprzyjaciel! Ale nie wiadomo nawet, kto nim jest. Poczciwy, stary Sun Tzu, z jego subtelnymi środkami, walczył dla swego księcia, dla swojego kraju przeciw innemu księciu. W naszych czasach wielonarodowi apatrydzi nie mają już oblicza, a odprzedając się wzajemnie w nieskończoność, nie mają nawet uchwytnego bytu. Słusznie specjaliści nazywają ich raczej „transnarodowymi” niż „wielonarodowymi”. A wszyscy wytwarzają dezinformację. Tej rosnącej fali nie przeciwstawi się żadna tradycyjna, dobra czy zła tama: ani instynkt rodzinny, systematycznie podkopywany przez edukację publiczną i handel z jego towarami celowo wymyślanymi dla konsumpcji przez młodzież; ani narodowe tradycje niszczone jednocześnie przez antyksenofobiczną propagandę i ułatwienia globalizacyjne; ani „uczona niewiedza”, która była cnotą naszych przodków: dzisiaj jest dobrze widziane, aby czuć się „dotkniętym do żywego” czy nawet „wywołanym do zajęcia stanowiska” tym, co dzieje się gdzieś na antypodach i o czym ma się blade pojęcie. Dowiedz się więcej:
Back to Top